poniedziałek, 29 grudnia 2008

Grudziądz 28.XII.2008



Grudziądz, miasto położone na zachodnim brzegu Wisły w jej dolnym biegu. Historia grodu sięga podobnie jak wszystkich większych ośrodków nadwiślańskich czasów sprzed utworzenia państwa polskiego. Ulokowane zostało na prawie chełmińskim w roku 1291. Jak wszystkie miasta położone nad Wisłą dolnego biegu przechodził wszystkie możliwe koleje losu, związki z Polską, z Zakonem Krzyżackim, wojny ze Szwedami i ich okupację, okupację rosyjską, wojny Napoleońskie, zabór pruski, I wojnę światową po której w 1920 stał się miastem polskim, II wojnę światową zakończoną zdobyciem przez Armię Sowiecką w marcu 1945 r.
Miasto o przebogatej historii nie zostało zbyt "dokładnie wyzwolone", tak jak Gdańsk. Zachowała się większa część zabudowy miejskiej z przełomu XIX/XX w. i sporo starszych zabytków. I głównie o tej zabudowie kamienicznej chcę napisać kilka słów. Większość to duże, wysokie kamienice. Stylowo przeważa eklektyzm, ale nie sztuką jest znaleźć budynki, lub całe ich zespoły o fasadach secesyjnych. Chodząc po ulicach i uliczkach z zasadzie trudno się skupić na czymś konkretnym i obrać sobie konsekwentną marszrutę. Co chwilę zauważa się coś fantastycznego, kieruje wzrok i kroki w inną stronę. Poczynając od wytartych pokryw studzienek kanalizacyjnych, wyślizganego bruku, poprzez rzeźbione drzwi, obramienia witryn sklepowych, ozdobne balkony, wykusze, na dachach z lukarnami i wieżyczkach kończąc. Większość fasad jest przebogato zdobiona. I tu się kończy bajka tej przepięknej zabudowy. Dawno nie widziałam tak zaniedbanego miasta. Owszem kilka zabytków i reprezentacyjnych budowli miejskich jest po renowacji i cieszą oczy swoim blaskiem. Poza tym miasto wygląda jakby był nadal rok 1945..."Wojna trwa". Do obecnych czasów sprowadzają tylko elementy charakterystyczne dla XXI i XX w. (bo jeżeli chodzi o witryny sklepowe i szyldy, to część jeszcze tkwi w poprzedniej rzeczywistości). Poza tym tynk i zdobienia odpadają hektarami, fasady pękają, niejednokrotnie poranione do dzisiaj śladami ostrzału z karabinów maszynowych, balkony zawalają się, bądź zostały zdemontowane. Lica bogato niegdyś dekorowanych kamienic pokryte liszajami, szczerzące zębami kruszących się cegieł podpór balkonów stanowią bardzo smutny widok. Tak można wymieniać bez końca.I wszechobecny brud rani oczy, po zagłębieniu się w każdą ulicę nie stanowiącą ścisłego centrum. Bardzo szkoda tego pięknego miasta, które niejednej osobie przywodzi na myśl skojarzenie: "Grudziądz - Kazimierz Dolny Polski Północnej".
Życzę temu miastu łutu szczęścia na nadchodzący 2009 r. I wrócę tam niejeden raz.







czwartek, 25 grudnia 2008

"Widzę?"

Fragment dyptyku pt. Tod.

Z dedykacją dla T.


"Widzę?"
Obiekt oglądamy z różnych perspektyw. Punkt, z którego patrzymy stanowi o rozległości naszej wiedzy o nim. Patrząc ogólnie, w szerokim planie mamy równie ogólne pojęcie o podmiocie obserwacji. Im częściej będziemy przełamywać stereotypy naszego postrzegania, metody obserwacji otoczenia i mechanizmy jego działania, tym więcej nabierze ono nowych jakości.
Patrzenie, obserwacja jest główną metodą poznawania i opisywania świata. Widzimy zaś (na co dzień, gołym okiem) tylko to co pochłania i odbija fale elektromagnetyczne o długości od 360 do 780 nm, na które jest czuła nasza siatkówka. Jakże to mało!
Próbując patrzeć "nieostro", segmentowo, w skali makro, w nietypowym oświetleniu, zniekształconej perspektywie etc. na obiekty, które zwykliśmy oglądać w sposób konwencjonalny, możemy ze zdumieniem stwierdzić, iż są to rzeczy zupełnie nam nieznane, obce. Co więcej, to nasz mózg poprzez zakodowanie przyporządkowanych znaczeń do konkretnych obrazów może nam podpowiadać zupełnie błędną odpowiedź na banalne (z pozoru) pytanie "Co to jest?" Wszak określić, nazwać potrafimy tylko to co znamy. Dlatego sprawą wyższej wagi od rozpoznawania jest widzenie powodujące rozszerzanie naszej wiedzy o otaczającej nas rzeczywistości i odkodowywanie jej.

niedziela, 14 grudnia 2008

Kościół poklasztorny zakonu Kartuzów w Kartuzach k/Gdańska

Wieża i fasada osznurowana rusztowaniami 14.XII.2008r.


Kościół i refektarz na pocztówce z przełomu XIX/XX w.



Kilka słów o historii zakonu kartuzów i klasztorze pod Gdańskiem.
Zakon kartuzów założył we Francji na przełomie XI/XII w. św. Brunon z Kolonii. Reguła zakonu była jedną z najsurowszych, zakładała milczenie, posty, pracę i przebywanie w odosobnieniu. Cartusia na Kaszubach została utworzona w 1382 r. Oficjalna nazwa brzmiała Paradisus Beatae Mariae (Rajski ogróg Maryji). Kaszubska kartuzja przechodziła różne koleje losu. Z okresu średniowiecza (początek XV w.), w której była w największym rozkwicie i bogactwie, pochodzą zachowane do dnia dzisiejszego budynki kościoła, refektarza i eremu. Wymienione budynki zostały wybudowane z cegły, w stylu gotyckim. W refektarzu obecnie mieści się galeria - oddział Muzeum Kaszubskiego. Erem jest poddawany pracom konserwacyjnym i od 2009 r. zostanie udostępniony do zwiedzania. Kościół jest orientowany, jednonawowy. Charakterystyczny dach w kształcie wieka trumny pokryty blachą miedzianą oraz hełmy wieży i sygnaturek pochodzą z XVII w. podobnie jak większość wyposażenia wnętrza w stylach manierystycznym i barokowym. W pierwszej ćwierci XIX w. zakon uległ kasacji, a jego majątki skonfiskowane. Kartuzi nigdy nie powrócili do swojej siedziby pod Gdańskiem.
W kościele od wielu lat są prowadzone prace remontowe. Min. oczyszczono z zewnątrz elewacje, przełożono posadzkę, systematycznie są poddawane renowacji ołtarze i wyjątkowe stalle. W chwili obecnej konserwacji jest poddawana wieża kolegiaty oraz ołtarze w kaplicy św. Brunona, w której znajduje się ołtarz z Katedry Oliwskiej.

Na pierwszym planie budynek eremu, z zegarem słonecznym na ścianie, w tle kolegiata.

Zegar słoneczny na ścianie eremu


Sygnaturka wschodnia

Sygnaturka środkowa

KILKA ZDJĘĆ Z WNĘTRZA:
Widok na nawę i prezbiterium spod prospektu organowego


Rusztowania wokół stalli na ścianie północnej, bliżej ołtarza

Ołtarze i stalle po renowacji, ściana południowa

Kaplica św. Brunona

Kaplica św. Brunona, ołtarz z Katedry Oliwskiej

wtorek, 9 grudnia 2008

Reichskolonie cz.II - Trochę historii i ładnych detali


Szczyt kamienicy ul. Kochanowskiego

Część dzielnicy Wrzeszcz, zwana do 1945 r. Reichskolonie, powstała na początku XX w. dokładnie w latach 1906-1907. W założeniu była to kolonia mieszkalna dla pracowników pobliskiej stoczni. Miało w niej zamieszkać ok. 1200 osób. W większości miały zasiedlić luksusowe jak na tamte czasy mieszkania składające się z 2 pokoi, widnej kuchni i łazienki. Jak widać pojęcie luksusu nie zdewaluowało się w ciągu ostatnich 100 lat. Zabudowa jest zwarta, w większości składająca się z jednopiętrowych domów i kamienic sięgających maksymalnie trzeciego piętra. Najwyższym obiektem w tej okolicy jest budynek szpitala położniczego zwanego Bocianim Gniazdem i przylegający do niego bunkier ewakuacyjny zbudowany prawdopodobnie w połowie II Wojny Światowej. Dzielnica była od samego początku skomunikowana z Gdańskiem i Nowym Portem linią kolejową, która obsługę pasażerską zakończyła kilka lat temu z powodu nierentowności. Po pięknym, zabytkowym peronie hula wiatr i hulają miłośnicy tanich napojów wyskokowych. W związku z budową Baltic Arena podobno ruch pasażerski na tej trasie ma zostać przywrócony. Co z tego wyniknie pokaże czas.
Architektura budynków jest ciekawa i zróżnicowana. Potrafi zachwycić pomimo radosnej i wielobarwnej "twórczości" mieszkańców, o której pisałam w poprzednim tekście. Warto zwrócić uwagę na kilka przepięknych detali, jak i na całe założenia zespołu domów i kamienic. Co ciekawsze miejsca i elementy przedstawiam poniżej. Warto poświęcić kilkadziesiąt minut spaceru na obejrzenie tej lekko zapomnianej części Wrzeszcza. A osoby bardziej zainteresowane historią Wrzeszcza zapraszam na zaprzyjaźniony portal Projekt Dolny Wrzeszcz

Zwieńczenie portalu wejściowego do kamienicy, ul. Kochanowskiego. Jeden z moich ulubionych motywów zdobniczych - pomuchle


Groteska ze szczytu kamienicy, ul. Kochanowskiego


Wykusz z ozdobnym obramieniem, ul. Kochanowskiego. "Ohne Fleiss-keine Preis" - Bez pracy nie ma kołaczy


Bunkier na tyłach szpitala położniczego


Ul. Kochanowskiego, widok w stronę ul. Klinicznej


Wiata zadaszająca schody prowadzące na nieczynny peron kolejowy Gdańsk-Kolonia


Opuszczony peron


Koniec bajki...Ja stąd już pociągiem do domu nigdy nie dojadę...

niedziela, 7 grudnia 2008

Reichskolonie cz.I - Kolorowych jarmarków


W czerwonych sukienkach.

W Mikołajkowe południe sporą ekipą skupioną wokół Wolnego Forum Gdańsk wybraliśmy się na spacer po części dzielnicy Wrzeszcz, zwanej do 1945 r. Reichskolonie. Dzielnica, tak jak każda stara część Gdańska i ciekawa, i piękna, i straszna momentami. I właśnie o tej straszności będzie w pierwszej kolejności. Zabudowa złożona z wielorodzinnych domków i kamienic pochodzi z początku XX w. W niezłym stanie przetrwała II WW i pochód nowego w okresie radosnego socjalizmu. Niestety obecne czasy, w których zaczęto wykupować mieszkania od Miasta, tworzyć wspólnoty mieszkaniowe zaowocowały elewacyjnym koszmarem. Ów koszmar jest najlepiej widoczny na ulicy Kochanowskiego. Jest to doskonały przykład jak nie należy remontować fasad budynków stojących w zwartej zabudowie miejskiej. Myślę, że nie ma tutaj co więcej się rozpisywać. Zdjęcia mówią same za siebie.


W tonacji żółto-zielonej.


Pistacjowy festiwal.


Klinkier, styropian, czerwono, żółto, do wyboru do koloru.


Omszała w 2/3 fasada budynku przy pobliskiej ul. Sochaczewskiej.


Okno inspiracją malowania fasady przy ul Żywieckiej...Łuki zawsze modne.

W kolejnej odsłonie pokażę ładniejsze oblicze, tej jakże urokliwej części Gdańska.

Dyskusja na Wolnym Forum Gdańsk

niedziela, 16 listopada 2008

Traktory po czaszkach ludzi przy budowie hotelu w Malborku


Zdjęcia wykonano w dniu 16.11.2008 po stwierdzeniu osób odpowiedzialnych za poprzednią ekshumację, że zostały wydobyte wszystkie szczątki i nie znaleziono jakichkolwiek śladów. Obecnie na terenie prac budowlanych porozrzucane są czaszki, piszczele, kręgi i inne szczątki, które został zbezczeszczone podczas prowadzenia poprzednich prac, rozjechane fadromą. Wszystkie zdjęcia zostały wykonane bez przemieszczania pozostałości, szczątki są "na wierzchu" Teren prac rozbiórkowych nie jest ogrodzony.
Zwracam się z prośbą o wykonanie prac zgodnie z obowiązującymi procedurami i dopełnienie wszelkich obowiązków związanych z odkryciem grobów masowych pomordowanych ludzi.
Zdjęcia szczątków z dnia 16.11.2008:
http://www.marienburg.pl/viewtopic.php?p=63778#63778
Zdjęcia z przeprowadzanej ekshumacji z dnia 28.10.2008:
http://www.marienburg.pl/viewtopic.php?p=62010#62010">

Zdjęcie i tekst Jacek Kmieć (Azaziz), Malbork

środa, 20 sierpnia 2008

Peugeot 404 - 1967 r. do wynajęcia





Peugeot 404 to połączenie niezwykle solidnej techniki (samochody tej marki doczekały się miana „francuskich Mercedesów”) i stylistyki włoskiej pracowni Pininfarina. Wprowadzony na europejski rynek w 1960 roku utrzymał się na nim przez kolejnych 15 lat, co najlepiej dowodzi uznania wśród użytkowników. Napędzany był silnikiem czterosuwowym o poj. 1618 ccm, który zasilany gaźnikiem osiągał moc 68 – 75 KM, a wersja z mechanicznym wtryskiem osiągała nawet 90 KM . Peugeot był jednym z pionierów wprowadzających do samochodów produkowanych masowo urządzenie wtryskowe, a także silniki Diesla (1948 ccm, 60 KM). Solidne rozwiązania techniczne pozwoliły modelowi 404 być mistrzem rajdu Safari (najtrudniejszego wówczas rajdu świata), w Afryce zresztą samochód utrzymał się w produkcji aż do końca lat 80-ych. Model 404 był oferowany w 5 wersjach nadwoziowych (sedan, kombi coupe, cabrio, pick-up), dzięki czemu zdobył sobie uznanie jako pojazd użytkowy, taksówka, pojazd rodzinny, auto sportowe a także jako reprezentacyjna limuzyna.

Peugeot 404 GT z silnikiem 1618 cm3/75KM z 1967r.
jest do wynajęcia na każdą stosowną okazję
tel. 501 31 77 93,
tel./fax: 058 551 47 49
e-mail zoppoter@interia.pl


Cena za standardową usługę - 3 h w obrębie Trójmiasta to 300 pln. Wszelkie dodatkowe życzenia P.T. Klientów możliwe do zrealizowania (np. dłuższe, bądź dalsze trasy, przystrojenie auta wedle zapotrzebowania, fotografowanie) po wcześniejszym ustaleniu kosztów.

sobota, 9 sierpnia 2008

Akcja "flaga na maszt"


Na szczycie mojej kamienicy znajduje się pokaźny maszt. Łysy maszt. Od dosyć dawna chodził za mną pomysł, żeby zawiesić na nim flagę Gdańska. W końcu dosyć pokaźnych rozmiarów flagę kupiliśmy w "Gdańskim Bówce". Dzisiaj sąsiad wszedł na dach, złożył maszt i zamocował flagę (wielkie dzięki Maciek!). Pięknie powiewa nad dzielnicą.

piątek, 8 sierpnia 2008

Dworzec w Neufahrwasser A.D. 2008


Wracam do tematu, o którym pisałam w marcu tego roku. W marcu było o przeszłości tego miejsca, czas na rozszerzenie wątku o współczesności. O bardzo smutnej współczesności. Tak jak pisałam wcześniej teren został ostatecznie opuszczony zimą 2004 r. kiedy to odjechał z przystanku SKM Gdańsk - Nowy Port ostatni skład. Od tego czasu miejsce, pomimo właściciela, jest porzucone, zaniedbane, zaśmiecane, systematycznie dewastowane. Zdążyło wyrosnąć sporo drzew, krzaków. Stare kasztanowce umierają na naszych oczach. PKP podobno uważa, że teren jest ok. Idąc za dobrym przykładem zaprzyjaźnionej grupy oliwian, która wzięła na dzielnicy sprawy w swoje ręce pomyślałam, że warto u nas zmobilizować mieszkańców do zrobienia czegoś dobrego. Dla dzielnicy i dla nas samych.
Wywołałam dyskusję na forum Nowy Port www.moje-osiedle.pl.
Oraz udało się sprawą zainteresować media i Radę Osiedla artykuł Tomka Struga na www.staraoliwa.pl.
Żywię nadzieję, że choć troszkę uda nam się poprawić kondycję tego unikatowego miejsca. Trzymajcie kciuki!

poniedziałek, 28 lipca 2008

Pocztówki 27.VII. 2008



Zdobycze z Jarmarku Dominikańskiego. Litograficzna jest cukierkowa, kiczowata (czyli coś, co lubię), a fotograficzna ciekawa ze względu na statki (też coś, co lubię).

środa, 16 lipca 2008

Putto z Nowego Portu


Dziś powiększyła się kolekcja rzeźb odnalezionych przeze mnie w Porcie. Na ceglanej, zniszczonej fasadzie kamienicy przy ul. Na Zaspę 42, na wysokości II p. znalazłam wyszukany element zdobniczy. Półplastyczne przedstawienie amorka, wpisane w tondo. Sama kamienica nie jest zbyt okazała, stała w podwórzu kwartału ulic Na Zaspę - ks.Góreckiego - Strajku Dokerów - Wilków Morskich. Skąd dobrej klasy ozdobnik na nie niezbyt pięknym budynku? Pewnie nigdy się tego nie dowiem. Nowy Port kryje jeszcze wiele tajemnic.

czwartek, 3 lipca 2008

Analiza dzieła sztuki odcinek lipcowy


Calineczka w Gdańsku
Chcecie bajki, oto bajka...
Arcydzieło myśli i pędzla przedstawia jak zwykle Lange Bródke w Danzing. Cóż za banalna scena- Żuraw, Motława, statek, ludzie. Ot chciałoby się rzec scena jakich tysiące. Ale nie. Tylko wprawne oko analityka dzieł sztuki, biegłego w ikonografii, historii, posiadającego wysublimowaną intuicję odczyta co tak naprawdę się dzieje na obrazie. Obraz Gdańska jest odmalowany w tragicznym momencie. Tuż po katastrofie jądrowej. Właśnie wyparowała Wyspa Spichrzów, stąd tak szeroka Motława. Właśnie wyparowują kamienice na lewo od Żurawia, co wyraźnie widać na płótnie. Pod Żurawiem dowód następnej katastrofy, olbrzymia plama ropy naftowej. Niebo zasnute żółtymi i rudymi zabójczymi dymami. Cóż więc robią postacie na nabrzeżu? Otóż jest to Calineczka z dzieckiem. Skąd to wiemy? Kareta, którą przyjechała, to jest wydrążony orzeszek. Calineczka w sukni z makowych płatków trzyma za rękę swojego synka powitego ze związku z kretem. I tu dochodzimy do sedna tego obrazu. Ów chłopiec jest alter ego artysty, który namalował ten obraz. Bo tylko półślepy potomek kreta może tak malować.
Jedno co nas zastanawia to sylwety ptaków na popromiennym niebie. Czy to jaskółka uratowana przez Calineczkę wraz z kompanami? Czy raczej zwiastun kolejnego dzieła o wdzięcznej inspiracji tytułem "Rozdziobią nas kruki,wrony"?
Cała analiza jest szyta grubymi nićmi, podobnie jak żagle statku stojącego przy nabrzeżu.
3.VII.2008 baj pszekliniak&fritzek

poniedziałek, 16 czerwca 2008

Chrystus z Nowego Portu



Paul Schulz urodził się 13 stycznia 1875 r. w miejscowości Czernin na Górnym Śląsku. Pochodził z niezbyt zamożnej rodziny. Jego ojciec będący zarazem cieślą i grabarzem w rodzinnym miasteczku, nie mógł zapewnić synowi wykształcenia poza minimum. Po ukończeniu szkoły młody Schulz ze względów ekonomicznych poszedł pracować do miejscowego kamieniarza. Terminując w jego zakładzie nauczył się rzeźbić min. w marmurze i granicie. Dzięki niewątpliwemu i szczęśliwie zauważonemu talentowi studiował we Wrocławiu jako wolny słuchacz rzeźbę przez cztery lata, za ufundowane stypendium. Studia ukończył w 1901 r. Odbył jedną poważną podróż artystyczną, która prowadziła poprzez Brukselę, pracownię Rodina w Paryżu, gdzie przebywał na jego zaproszenie, kończąc się na Włoszech. W 1905 r. na stałe osiadł we Wrocławiu. W 1907 r. zdobył złoty medal na wystawie sztuki w Berlinie za półakt męski. Wykonał szereg pomników, rzeźb i plakiet. W 1930 r. wydał katalog własnych prac pt. 50 Köpfe. W latach 1939-1942 uczestniczył w licznych wystawach w Berlinie, Dortmundzie, Wiedniu i Monachium. Był znanym i szanowanym artystą. Założył ekskluzywne wrocławskie stowarzyszenie artystyczne. Nigdy nie zajął się pracą dydaktyczną.
Paul Schulz zmarł niewiele ponad pół roku po swoich 70 urodzinach we Wrocławiu (13 sierpnia 1945 r.), po dramatycznych przeżyciach. Kazał się pochować w ceramicznej trumnie na jednym z wrocławskich cmentarzy, który został później zamieniony w park.
Był artystą bardzo pracowitym, a pomimo tego do czasów obecnych zachowało się niewiele jego prac.
Skąd zatem Paul Schulz w Akademii?
Według Jana Sakwerdy, wieloletniego pracownika wrocławskiego Muzeum Marodowego, znawcy twórczości Paula Schulza, nieznane są jakiekolwiek związki artysty z Gdańskiem.
A jednak...
Rzeźba znajdująca się w ogrodzie klasztoru oo. Franciszkanów przy Kościele Morskim (dawnym kościele ewangelickim) w Nowym Porcie przy ul. Oliwskiej jest statuą nagrobną. Jest to odlew z brązu metrowej wysokości, wtórnie osadzony na cokole z kamieni. Przedstawia siedzącego Chrystusa przygarniającego do siebie małego, nagiego chłopca. Jest to popularny motyw ikonograficzny znany jako "Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie". Figura w manierze neoklasycystycznej, pełna miękkości i łagodnosci w formie. Rzeźba jest oznaczona w trójnasób. Patrząc en face, na lewej stronie rzeźby znajdujemy sygnaturę artysty P.Schulz Breslau. Po prawej stronie znajduje się inskrypcja sporządzona niezbyt starannie na woskowym modelu pismem neogotyckim. Oto jej brzmienie wraz z tłumaczeniem:
"Ihrem
tapferen und
treuen Söhnchen
Rudi Weddigen
in dauernder
Liebe errichtet
von seinen
Eltern
"

"Swojemu
dzielnemu i
wiernemu synkowi
Rudiemu Weddigen
w nieustającej
miłości ufundowali
jego
rodzice
"

Brak niestety jakiejkolwiek daty. Treść napisu w połączeniu z charakterem całości rzeźby sugeruje przedwczesną śmierć dziecka, prawdopodobnie po długiej chorobie. Rodziny Weddigen próżno szukać w gdańskich spisach mieszkańców. Znana jest natomiast zamożna rodzina Weddigenów z Herford w Północnej Nadrenii – Westfalii. Czy i w jaki sposób Rudi Weddigen spokrewniony był z włókienniczymi potentatami z Herford nie udało sie jak dotąd ustalić.
Na podstawie figury, z tyłu widać wyraźną sygnaturę odlewni AKTIENGESELLSCHAFT GLADENBECK BERLIN FRIEDRICHSHAGEN. Sygnatura była używana w latach 1892-1911. Firma założona przez Hermanna Gladenbecka w II poł. XIX w. była uważana za najlepszą odlewnię w Niemczech. U Gladenbecków wykonano m.in. berlińską kolumnę zwycięstwa i królewiecki pomnik Immanuela Kanta.
W parafii i klasztorze Franciszkanów w Nowym Porcie nie ma jakichkolwiek informacji o pochodzeniu rzeźby. Nie jest też darzona wielką estymą. Stoi nieco zapomniana w przyklasztornym ogródku błędnie określana jako "Św. Józef".
Nie wiadomo kiedy i w jakich okolicznościach dzieło wrocławskiego artysty znalazło się w Nowym Porcie. Istnieje cień podejrzeń, że być może pochodzi ze zlikwidowanego cmentarza ewangelickiego znajdującego się kilkaset metrów od kościoła. Ale to tylko domysły. Pewne jest, że z jakiegoś likwidowanego cmentarza została uratowana i przyniesiona do kościoła. I komuś musiało bardzo zależeć, skoro zadał sobie trud przetransportowania metrowej figury ważącej kilkadziesiąt kilogramów. Mamy nadzieję, że uda nam się kiedyś rozwikłać zagadkę proweniencji nowoporckiego Chrystusa przygarniającego do siebie małego chłopca i, że rzeźba doczeka się zabiegów konserwatorskich i trafi w miejsce odpowiedniejsze do jej podziwiania.

Opracowali: prof.wirt. Fritzek i prof. wirt. Grün
Ilustracje: prof.wirt. Fritzek

Podziękowania dla pana Jana Sakwerdy za pomoc dotyczącą biografii Paula Schulza

15 czerwca 2008

Pełna wersja ze zdjęciami znajduje się w Akademii Rzygaczy