sobota, 18 czerwca 2011

Dog niemiecki a Kaszuby i konszachty z Diabłem

Myślę, że osoby mnie osobiście znające nie są zaskoczone tytułem tego tekstu. Przecież jestem Gdańszczanką, miłośniczką regionu i posiadaczką już 3 w swoim życiu doga niemieckiego.
Nie zamierzam pisać o współczesnych dogach, ich właścicielach, ani naszych rodzimych hodowlach. Cóż więc ma wspólnego tytułowy dog niemiecki, moja ukochana rasa, do równie ulubionej krainy i włodarza wszystkich kręgów piekła? Cofniemy się do XIX w. i zacznie podejrzanie pachnieć siarką.


Kaszuby, jak każdy inny region i rejon miały swój własny świat wierzeń i obrzędów nie związanych z oficjalnie wyznawaną religią.  Były dobre i złe duchy, czarownice, diabły, przeklęte i cudowne miejsca.Były to światy, które znamy dzięki pracy badaczy, pasjonatów.  Czasami jego blade ślady utrzymały się w mowie potocznej. Jednym z nich jest określenie "farmazoństwo". Kim był sam kaszubski farmazon?

Farmazon był przeważnie Niemcem, właścicielem dużego majątku - junkrem, rzadziej Żydem. Ze względu na ogromne dysproporcje bytowe, różnice kulturowe i szereg rzeczy bezwzględnie dzielących chłopstwo i wielkich posiadaczy ziemskich, tym drugim przypisywano najróżniejsze złe rzeczy. Bardzo często przypinaną łatką były konszachty z Diabłem.  Farmazon to spolszczone "Frei Mason".
Masoneria była zawsze tajemnicza, tym bardziej niezrozumiała dla prostych ludzi. Na temat masonów powstało mnóstwo mniej i bardziej dziwnych sądów i plotek. Kaszubom mówiącym o "farmazonie" nie o prawdziwego adepta sztuki królewskiej chodziło, ale o człowieka, który paktuje z Diabłem dla własnych korzyści. Farmazon, jak łatwo się domyśleć zawierał z nim układ, który podpisywał własną krwią. Zły w zamian za duszę, zobowiązywał się pomagać w gospodarzeniu. I majątki prowadzone przez junkrów w Prusach kwitły, oczywiście za sprawą Diabła, a nie ludzkiej gospodarności, pracowitości i umiejętnościom. Jednak farmazon nie do końca miał lekko. Mimo, że dobra piękniały i mnożyły się, że miał zdolność bilokacji, to niestety też  nocny obowiązek. Otóż musiał codziennie o północy objeżdżać swoje włości. Czynił to bądź powozem zaprzężonym w 4 czarne konie, które parskały płomieniami z pysków, bądź konno w towarzystwie czarnego, ogromnego psa, któremu również z pyska buchał żar i płomienie.
Więc znajdujemy wizerunek doga, który wypisz wymaluj jest identyczny z opisem psa Baskerville'ów. Dorosły, dog niemiecki  z kopiowanym (ciętym i ustawionym w kształt płomienia) uchem *)1, w czarnym umaszczeniu wygląda rzeczywiście diabolicznie. Zwłaszcza jak jest nieco zmęczony i dolna powieka odsłoni zaczerwienione spojówki, a otwarta paszcza tocząca pianę, ogromne, białe zęby i wielki jęzor. To idealny portret demonicznego psa o krwawych ślepiach i paszczy buchającej ogniem piekielnym.

Farmazon dzięki mocom pozyskanym od Diabła prócz tego, że wkładając rękę do kieszeni zawsze znajdował w niej pieniądze i we własnej postaci mógł się pojawiać w różnych miejscach swoich dóbr, pojawiał się też pod postacią właśnie czarnego doga niemieckiego. Zdolność bilokacji, bądź pokazywania się w dożej skórze zapobiegała różnego rodzaju szachrajstwom i zwykłym kradzieżom czynionym w majątkach.
Skąd u Kaszubów wyobrażenie doga niemieckiego jako inkarnacja Złego? Odpowiedź jest bardzo prosta. Niemcy przywozili i hodowali w swoich majątkach swoje ukochane, elitarne dogi. A że jest to ogromny pies o wyjątkowym wyglądzie, budzący respekt a nawet lęk, zupełnie inny od znanych, pospolitych psiaków, oraz to, że hodowali go farmazoni więc sam został wcieleniem Diabła. Zresztą, o czym dobrze właściciele dogów niemieckich wiedzą, nierzadko dzisiaj można trafić osoby panicznie bojące się "piekielnej bestii".

Najbardziej znanym człowiekiem, który w swoim ulubionym majątku w Warcinie niedaleko Słupska hodował swoje ukochane dogi był kanclerz Niemiec Otto von Bismarck. *)2


 O ile psów mających czy to imię, czy przydomek z kanclerzem związane jest wiele, to jeszcze nie spotkałam się z imieniem doga "Farmazon". Aż się prosi, żeby czarnego doga niemieckiego mieszkającego w naszym regionie tak właśnie nazwać.

*)1 - Obecnie odchodzi się od kopiowania uszu i ogonów ze względu na przepisy. W XIX w. w przypadku dogów niemieckich cięte ucho było wręcz obowiązkowe.

*)2 - Jedna z legend dotyczących kanclerza mówi, że kazał się pochować razem ze swoim ukochanym dogiem niemieckim.

Na barwnej fotografii EL Corazon Modry Efekt (Korek). Fot. Sylvia Matulewska. Źródło www.molosy.pl

wtorek, 19 kwietnia 2011

Bitwa o Twierdzę Wisłoujście A.D. 2011

 Inscenizacja bitwy o Twierdzę Wisłoujście ( Festung Weichselmünde) odbyła się na jej terenie i wodach Martwej Wisły (Tote Weichsel) 16 kwietnia 2011 r.
Luźno nawiązywała do wydarzeń sprzed ponad dwóch wieków. Pewien incydent mający miejsce w maju 1807 r. w trakcie oblegania Gdańska przez wojska napoleońskie i próba przełamania obrony posłużyła za kanwę całej "Bitwy o Twierdzę Wisłoujście A.D. 2011".
Okręt HMS Dauntless, wpłynął na wody Wisły 19 maja z zadaniem przerwania blokady i dostarczenia do Gdańska prochu. Miał dopłynąć aż do Motławy i tam rozładować niezbędne dla obrońców zaopatrzenie. Niestety na zakręcie Wisły w rejonie Ostrowa (Holm) nieszczęśliwie wszedł na mieliznę i po krótkiej walce poddał się Francuzom opuszczając banderę.

Inscenizacja, jak to inscenizacja rządzi się własnymi prawami. Nie sposób chociażby odtworzyć sceny wpłynięcia okrętu z morza przez ujście Wisły. Stare ujście po prostu nie istnieje. Nie mówiąc o kompletnie zmienionym pejzażu okolic. Natomiast wyjątkowa malowniczość, położenie i charakter Wisłoujścia, Nowego Portu i Westerplatte pozwala na realizację fantastycznych widowisk. Dzięki pomysłodawcom, organizatorom i Muzeum Historycznemu Miasta Gdańska (gospodarzowi Twierdzy Wisłoujście) oraz prawdziwym pasjonatom udało się zorganizować imprezę masową, jakiej dzielnica Nowy Port dawno nie widziała. I wielu Gdańszczan i naszych gości też zapewne nie.
Przygotowania trwające ponad 3 miesiące zaowocowały wyjątkowym widowiskiem, które zgromadziło prawdziwe tłumy.

W piątek 15 kwietnia na terenie Twierdzy Wisłoujście rozpoczął się spory ruch. Zaczęły zjeżdżać się grupy rekonstrukcyjne, rozpoczęto ostatnie przygotowania i próby przed sobotnią bitwą. Wojska kwaterowały się w pomieszczeniach wieńca, szykowano broń, ładunki, umundurowanie. Po południu na "Czarną Perłę" załadowano armaty i przeprowadzono próbę. Nieco utrudnień przysporzyła niesamowita mgła, która nasunęła się na ląd znad Zatoki Gdańskiej. Za to zapewniła niepowtarzalne widoki.



Sobotni poranek powitał wszystkich piękną pogodą. Praca na wszystkich frontach wrzała:





Ja przedstawię wydarzenie "od środka", jako uczestnik imprezy zamustrowany na okręcie próbującym się wedrzeć do Miasta. 

Zgodnie ze scenariuszem odbiliśmy z Westerplatte o godz. 13 i ruszyliśmy w kierunku Twierdzy Wisłoujście. Ogromnym zaskoczeniem i wzruszeniem były tłumy widzów zgromadzone na nabrzeżu przy ul. Starowiślnej. Okręt podpłynął w okolicę warowni mając na maszcie holenderską banderę, wówczas neutralną. Do naszej jednostki dobiła szalupa z miejscowym celnikiem mającym sprawdzić faktyczny stan ładunku. Celnik został przez naszą załogę wyrzucony za burtę i skończył marnie w odmętach wiślanych wód. Rozpoczęła się ostra wymiana ognia pomiędzy strzegącą Gdańska załogą Twierdzy, a okrętem mającym niecne zamiary. Niestety nasz kapitan poległ w ciężkim boju, jednostka uległa uszkodzeniu i po nierównej walce musieliśmy się poddać.

Jednak jak to bywa w widowiskach w typie historical fiction, scenariusz scenariuszem, ale jak jest dla kogo i z kim się bawić, to się to robi. Zostało nam sporo czasu i podszepnęłam I oficerowi pomysł żeby chociaż przepłynąć wzdłuż nabrzeża przy Starowiślnej. Dowodzący momentalnie się porozumieli i doszło do totalnie improwizowanej drugiej części bitwy. Za cel załoga wzięła okręt "Dragon" z vip-ami na pokładzie. Nie obeszło się też bez ostrzału burtowego skierowanego w stronę zgromadzonej publiczności. Mnóstwo ludzi odebrało to jako najciekawszy i najbarwniejszy epizod całej imprezy, którą mogli podziwiać tylko z oddalenia.
Po godzinie walki przybiliśmy na powrót do nabrzeża przy Westerplatte. Załoga cała i zdrowa łącznie z naszym zmartchwystałym kapitanem zeszła na ląd i udała się na zasłużony, po ciężkiej bitwie, wypoczynek.

Fotografie są ułożone chronologicznie:





















Cień na całej imprezie położyło zachowanie mediów. Postawa większości liczących się portali przyprawiła nas wszystkich o mdłości, najdelikatniej rzecz ujmując.
Na terenie Twierdzy jeden z artylerzystów uległ wypadkowi w trakcie inscenizacji. Wybuchła prochownica, którą rekonstruktor miał przy sobie. Dokładna przyczyna wypadku nie jest znana. Najbardziej prawdopodobne jest, że kawałeczek żaru z lontownicy wpadł niesiony podmuchem do torby z prochownicą i doszło do wybuchu. Na imprezach rekonstrukcyjnych takie rzeczy się niestety zdarzają. To jest niejako ryzyko zawodowe. Natomiast część mediów zrobiła z tego wypadku główny temat, nie poświęcając ani chwili na to żeby dobrze opisać, sfotografować i sfilmować imprezę. Dodatkowo podając wyssane z palca informacje mające na celu tylko podsycić niezdrową sensację. Po prostu wstyd! Inaczej tego nie mogę ująć.
Pedro! Wracaj do zdrowia jak najszybciej i do zobaczenia!

Przy okazji apel do moich koleżanek i kolegów po fachu. Mnóstwo ludzi oglądających widowisko jest wściekłych, że na skraju prawego bastionu i na wieży latarni stali ludzie w tzw. cywilu, którzy fotografowali i filmowali. Na industrialną architekturę w tle nic nie poradzimy, ale nie psujmy ciężkiej pracy rekonstruktorów i radości innym fotografującym i widzom.

Serdecznie dziękuję WSZYSTKIM za wspaniałe i niezapomniane przeżycia. Ahojjj!

W "Bitwie o Twierdzę Wisłoujście" udział wzięli członkowie:
12 Pułku Xsięstwa Warszawskiego,
4 Pułku Jegierskiego,
6 Roty Artylerii Pieszej,
Artylerii  Twierdzy Kłodzko, 
Artylerii  Twierdzy Nysa, 
Artylerii Jonkowo,
Infanterie Regiment No 52 i Garnizon Gdańsk,
The HMS Dauntless Royal Tars ,
Jager von Sell,
TGRH,
Wileńskiego Muszkieterskiego Pułku z Lidzbarka Warmińskiego.
(Pominiętych proszę o kontakt, z największą przyjemnością uzupełnię listę)

Polecam relację Steinera również z pokładu naszego okrętu: www.dobroni.pl
Fotorelacje: Archiego ze strony Nowego Portu: Piotr Połoczański-fotografia
i Joanny Pruszyńskiej z Twierdzy : Twierdza 2011

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Kanał Portowy i fotograf wydawca hrabia Plater-Zyberk

Dzisiaj w moje ręce trafiła kolejna "nowa" pocztówka przedstawiająca Nowy Port. Na fotografii uwieczniono Kanał Portowy, nabrzeża po stronie Nowego Portu i Westerplatte i przycumowane po obu stronach jednostki. Pomiędzy burtami statków po stronie Westerplatte można dojrzeć dach jednej z kuchni portowych, a na horyzoncie charakterystyczną sylwetkę latarni morskiej. Zwykły, pracowity, letni dzień w gdańskim porcie w latach '30 XX w.
Zdjęcie wykonano z okolic Zakrętu Pięciu Gwizdków. Pocztówka technicznie i tematycznie bardzo przeciętna, mimo dobrze skomponowanego kadru. Dlaczego więc ją kupiłam i postanowiłam opisać i pokazać?
Ze względu na wydawnictwo i osobę fotografa. Kartę wydało warszawskie wydawnictwo "PHOTO-PLAT", założone przez Stefana hrabiego Plater - Zyberka, on też jest autorem omawianej fotografii.

Stefan Plater - Zyberk (1891-1943) pochodził z kresowej arystokracji. Był artystą malarzem, początkowo kształcił się ma Politechnice Ryskiej, dyplom uzyskał zaś na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Fotografią interesował się od początku studiów w 1912 r. W czasach międzywojnia zajął się pracą artystyczną i ilustracyjną. W 1931 r. został przyjęty do Fotoklubu Polska, którego był czynnym członkiem. Założył firmę " PHOTO-PLAT", która zajmowała się obsługą fotograficzną prasy polskiej i zagranicznej, realizowała zlecenia na zamówienia oraz tworzyła archiwum. W trakcie okupacji został aresztowany przez Niemców, osadzony na Pawiaku, po czym przewieziono go do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, gdzie został rozstrzelany w lutym 1943 r.

czwartek, 7 kwietnia 2011

Neufahrwasser...Neufahrwasser na BiblioCamp - zaproszenie


W najbliższy wtorek, 12 kwietnia w Filii Gdańskiej WiMBP odbędzie się kolejne spotkanie z cyklu - BiblioCamp. Jego tematyka będzie dotyczyła gdańskiej przestrzeni internetowej.
Razem z Ewą Kowalską, prowadzącą iBedeker oraz Alexem Masłowskim, autorem POMUCHLA i twórcą Akademii Rzygaczy będę się starała przybliżyć słuchaczom idee przyświecające twórczości internetowej, której poświęcamy wiele czasu i serca.

Spotkanie odbędzie się w siedzibie Filii Gdańskiej przy ul. Mariackiej 42, start o godz. 18:00

Serdecznie zapraszamy. 

piątek, 1 kwietnia 2011

Piontek na piątek w Prima Aprilis

Taka oto notatka znalazła się w Gazecie Gdańskiej w 1909 r.
Oby w czasach współczesnych  pojawiały się  takie informacje w prasie i nie były żartami powodowanymi datą 1 kwietnia.

Tak wyglądał budynek poczty znajdującej tuż przy dworcu kolejowym w Nowym Porcie przy ul. Podjazd (Am Bahnhof). Zabudowa wraz z przylegającym dworcem kolejowym została zniszczona w trakcie działań "wyzwolicielskich" w 1945 r.


Pieczęć nowoporckiej poczty z karty wysłanej 18 stycznia 1900 r.

1. Podziękowania dla Grzegorza Fey za wdzięczny temat.
2. Pozdrowienia dla współczesnego portowego listonosza, który zupełnie serio zasługuje też na laurkę, jak ta którą, zamieściła Gazeta Gdańska w 1909 r.

środa, 30 marca 2011

U-404 w Nowym Porcie


Dwa lata temu na portalu aukcyjnym pojawiło się niewielkie (6x9 cm), źle naświetlone zdjęcie. Odbitka bardzo kiepskiej jakości, ale temat bardzo ciekawy.

Na fotografii wykonanej w zimowy, pochmurny dzień 1941 r. uwieczniono U-Boota wpływającego do gdańskiego portu. W tle widać charakterystyczne budowle Nowego Portu. Po lewej latarnię morską, po środku nieistniejącą zabudowę przy ul. Oliwskiej (Olivaerstr.),  po prawej wejście do basenu Wolnego Obszaru Celnego. Okręt należy do typu VII C, został zbudowany i zwodowany w czerwcu 1940 r. w gdańskiej stoczni - Danziger Werft AG. Jest to jednostka znana jako U-404, która należała do VI flotylli bojowej U-Bootów. W czasie kiedy wykonano fotografię dowódcą okrętu był Korv.Kpt Otto von Bülow. 10 lipca 1943 r. po zdaniu dowództwa przez von Bülowa jednostkę objął Oblt. Adolf Schönberg. Okręt 8 dni później poszedł na dno wraz z całą 51 osobową załogą w Zatoce Biskajskiej. Powodem zatonięcia jednostki był atak alianckich samolotów typu Liberator, które zrzuciły bomby głębinowe.
U-404 uczestniczył w 7 patrolach bojowych i na swoim koncie ma zatopienie 14 statków handlowych, 1 okrętu wojennego oraz uszkodzenie 2 innych jednostek uczestniczących w konwojach.


Otto v. Bülow po zakończeniu służby na U-404 został dowódcą XXIII flotylli szkolnej w Gdańsku i to stanowisko piastował do marca 1944 r. Wojnę przeżył, w 1945 r. został zatrzymany przez Brytyjczyków i tego samego roku zwolniony. Do czynnej służby wrócił w 1956 r. i pozostawał w niej do przejścia na emeryturę w 1970 r. Zmarł w 2006 r. w wieku 94 lat.

Podziękowania dla Macieja Żuchowskiego za konsultację.

czwartek, 17 marca 2011

Kubek do kawy z Gesellschaftshaus Neufahrwasser



Kubek, bo nazwanie przedmiotu filiżanką było by nadużyciem semantycznym, jest typowym, masowym wyrobem z przełomu XIX i XX w. Tego typu masywną, nieco toporną i pozbawioną finezji zastawę stołową produkowano we wszystkich większych europejskich manufakturach. Ten egzemplarz pochodzi moim zdaniem z którejś ze śląskich wytwórni, pomimo, że brak na nim sygnatury. Porcelana codziennego użytku przeznaczona do różnego rodzaju lokali gastronomicznych musiała być odporna na uszkodzenia mechaniczne, niedroga i praktyczna. Próżno szukać w tego typu wyrobach urody i ozdobności charakterystycznych dla przedmiotów używanych przez zamożniejszą część społeczeństwa. Naczynia takie są zazwyczaj białe, ozdobione jedynie skromną kalką z nazwą lokalu, miejsca i nazwiskiem właściciela.
Kubek ma bardzo typową formę, będącą uproszczeniem wzorów przeznaczonych do użytku domowego i kolekcjonerskiego. Forma ta wywodzi się z połowy XIX w. kiedy w północnej Europie modę dyktowała biedermeierowska estetyka. Jest to duży, grubościenny, bardzo ciężki (waży ponad 350 g) kubek. Dzięki temu przetrwał ponad 100 lat jedynie z pęknięciem przy górnej nasadzie ucha.

Na froncie, pośrodku naczynia umieszczono jednobarwną kalkę w kolorze różowym o treści "Gesellschaftshaus Neufahrwasser", zamkniętą w owalnej winiecie, która potwierdza ponad stuletnią historię przedmiotu. Prócz tego stopkę, krawędź i uszko zdobią skromne paseczki w tym samym kolorze. Widać, że niejedną kawę z kubka wypito i niejedną łyżeczką w nim mieszano. Wskazują na to liczne otarcia szkliwa na zewnątrz i wewnątrz naczynia.





Nazwę "Gesellschaftshaus" najzręczniej można przetłumaczyć jako "Dom Towarzystwa". W polskojęzycznych rejonach tego rodzaju przybytki nazywano resursami. Były to wielofunkcyjne budynki służące ogólnie rozumianej rozrywce i celom towarzyskim. Bywały wykorzystywane jako teatry, miejsca wystawiennicze, sale koncertowe i balowe, a na co dzień jako restauracje i kawiarnie. Były chętnie i tłumie odwiedzane zarówno przez zamożniejszych mieszkańców okolicy jak i przyjezdnych.
Nasuwa się pytanie gdzie w Nowym Porcie znajdował się ów Gesellschaftshaus. Mieścił się przy ulicy, przy której ja mieszkam. Jego adres to Sasperstrasse (Na Zaspę) 57/60 . Został wybudowany w 1904 r. i był własnością niejakiego Splitta. Miejsce wręcz wymarzone na tego typu lokal. Dom Towarzystwa stał przy wschodnim końcu ulicy, nieopodal przystani, przy której zatrzymywały się statki dowożące pasażerów z i do Gdańska. Ulica Starowiślna (Weichselstrasse), z którą graniczył była nadrzecznym deptakiem, z którego rozciągał się piękny widok na Twierdzę Wisłoujście, Mewi Szaniec i Westerplatte.

Próbując określić dokładniejsze położenie nieistniejącego Domu Towarzystwa, trzeba sięgnąć do map z początku XX w. i popatrzeć na współczesną zabudowę. Niestety nie przypomina ona klimatem tej sprzed stulecia. Znikły okoliczne lokale rozrywkowe, domy dla marynarzy różnych narodowości i tłumy ludzi spragnionych rozrywki. Poza tym rozległość dawnej działki o numerze 57/60 przy ul. Na Zaspę może wprawić w zakłopotanie. Patrząc od narożnika ulic na Zaspę i Władysława IV (Sasperstr./Bergstr.) na samym rogu stała okazała kamienica wybudowana na przełomie XIX/XX w. nawiązująca w stylu do manieryzmu. Do niej przylegały garaże straży pożarnej, równie leciwe, jak kamienica. Po kamienicy nie pozostał nawet ślad, garaże stoją do dzisiaj. Przypuszczalnie nowoporcki Gesellschaftshaus stał w miejscu gdzie obecnie znajduje się parking jednostki Straży Pożarnej „Florian”.


1)Lokalizacja Gesellschaftshaus. Fragment Plan der Stadt Danzig 1912



X 2010 r.

Na koniec pozostawiłam historię o tym, w jaki sposób kubek trafił po dziesiątkach lat znów do Nowego Portu.

2 lata temu otrzymałam obszernego maila od pewnej Pani mieszkającej w Warszawie. Osoba ta całe lata temu kupowała ode mnie śląską XIX-wieczną porcelanę. Później szperając w internecie trafiła na moje publikacje umieszczone na portalach, forach i blogu. Zapamiętała moje dosyć charakterystyczne imię i nazwisko. Po nitce do kłębka postanowiła do mnie dotrzeć i upewnić się, czy jestem tą samą osobą, o której myślała. Okazało się, że z myślą o mnie kupiła właśnie ten kubek od sprzedawcy z południa Polski. Pani Maria postanowiła zrobić mi prezent i chciała, żeby kubek wrócił "do domu". Niestety różne koleje losu sprawiły, że przeleżał u niej, prawie zapomniany, 2 lata. Na szczęście w marcowe, słoneczne popołudnie odebrałam od kuriera niewielką paczkę z wielkim prezentem.

Pani Mario. Jeszcze raz serdecznie dziękuję, za taki wspaniały podarunek. To naprawdę niezwykłe, że są ludzie, którzy bezinteresownie potrafią obcej osobie sprawić tyle radości.

Przypuszczam, że sam kubek jako pamiątkę z pobytu w Nowym Porcie zabrał któryś z gości "Gesellschaftshausu", a po dekadach trafił do kogoś handlującego starociami i poprzez Panią Marię w moje ręce. I w ten sposób historia po raz kolejny zatoczyła koło.


Inne małe-wielkie przedmioty i ich historie w Akademii Rzygaczy. Zapraszam!
Podziękowania dla Alexa Masłowskiego

czwartek, 10 marca 2011

Ulica Rybołowców - wczoraj i dziś


Ze zbiorów M. Tymińskiego

Ulica Rybołowców (Fischerstrasse) jest jedną z najpiękniejszych ulic w gdańskim Nowym Porcie.
Jest krótką przecznicą pomiędzy ulicami Oliwską (Olivaerstrasse), Na Zaspę (Sasperstrasse) i Wolności (Wilhelmstrasse), położoną w zabytkowej części dzielnicy, po jej zachodniej stronie.
Mimo, że ulica jest krótka, to bardzo interesująca.


Jej architektoniczne założenie jest typowo miejskie. Nie znajdziemy tutaj niewielkich, ubogich parterowych domów, które jeszcze gdzieniegdzie w Porcie się zachowały. Obie pierzeje to piętrowe domy i wielopiętrowe kamienice o zróżnicowanej architekturze. Perełką ulicy jest zespół kamienic położonych na rogu ulic Rybołowców i Na Zaspę. *)1 To bardzo bogata, eklektyczna zabudowa z końca XIX w. Budynki, mimo dziesięcioleci zaniedbań i czasami bezmyślności nadal cieszą oko pięknymi detalami. Znajdziemy tu stylizowane kolumny, rzeźby, kute elementy poręczy i balkonów. Ze szczytu narożnika spogląda na swoją ulicę od ponad 100 lat Minerwa - bogini mądrości. Mimo, że okaleczona, bo pozbawiona jednej ręki, to dzielnie pełni straż nad włościami, które jej powierzyli fundatorzy. Drugą ciekawostką i jednym z symboli Nowego Portu jest drewniana rzeźba pomuchla umieszczona nad dawną bramą (obecnie zamurowana i przekształcona na lokal handlowy) pod numerem 9. Drewniany dorsz, ryba - smok, którą kilkukrotnie próbowano ukraść, została w 2006 r. poddana renowacji, po czym wróciła na swoje miejsce i również badawczo łypie na ulicę, której poniekąd patronuje.

Po II Wojnie Światowej właśnie rybie, a dokładniej jej łowcom poświęcono tą ulicę. Bardzo niesłusznie zresztą. Wcześniej patronem ulicy był Richard Fischer, właściciel browaru, drugiego co do wielkości w Gdańsku, znajdującego się przy ul. Starowiślnej (Weichselstrasse). Richard Fischer prócz tego, że był prężnym przedsiębiorcą, to również filantropem i wielkim dobroczyńcą działającym na polu polepszania jakości życia mieszkańców dzielnicy. W uznaniu tych zasług postanowiono uhonorować go nadając jego imię tej pięknej ulicy. Tu też należy wspomnieć o nieco zaskakującej architekturze całej ulicy. Jedna pierzeja jest bardzo bogata, druga widocznie skromniejsza i prostsza. Było to przemyślane założenie. Miała być to ulica tchnąca duchem egalitaryzmu społecznego. Mieszkali przy jednej ulicy bogaci ludzie - kapitanowie statków, lekarze jak i robotnicy różnych zawodów.
Kolejną ciekawostką jest fakt, że w opisywanej już kamienicy pod numerem 9, w prywatnym mieszkaniu pastora Svena Hellqvista mieściła się pierwsza kaplica dla szwedzkich marynarzy. Stąd czasami można się spotkać z określeniem całej kamienicy "Kościół Szwedzki", i tak została opisana na jednej z map. Właściwy Kościół Szwedzki wybudowano później przy ul. Władysława IV (Bergstrasse).

Przy ulicy, patrząc od strony Oliwskiej zachowało się kilka okazów kasztanowca, z których Nowy Port słynie. Nieopodal wjazdu w bramę nr 8 do naszych czasów dotrwał również malowniczy platan.

Przez ul. Rybołowców biegnie linia tramwajowa, która od początku łączyła odległą Oliwę z Nowym Portem. Do dzisiaj zachowała się część oryginalnych słupów trakcyjnych. Ulica niegdyś pokryta tradycyjną kostką brukową, pod którą skrywają się jeszcze starsze tzw. kocie łby, została pokryta w epoce gierkowskiej warstwą asfaltu. Równocześnie wymieniono też oryginalne XIX-sto wieczne torowisko.

Od kilkunastu tygodni tramwaje ulicą Rybołowców nie jeżdżą, a od 7 marca ulica jest częściowo zamknięta. Jest to część prac związanych z kolejnym etapem remontu torowiska tramwajowego w Brzeźnie i Nowym Porcie. Pierwszy etap prac przebiega na odcinku łączącym ulice Oliwską z Na Zaspę. Zostały rozebrane chodniki, jezdnia i usunięto stare torowisko. Widok jest nieco zaskakujący, dla osób nie znających genezy tego miejsca. Po zerwaniu asfaltu, bruku i kocich łbów widać żółty, czysty plażowy piasek. Dzięki swojemu położeniu i historii geologicznej Nowy Port do dzisiaj trwa, żadna powódź i sztormy nie zmyły go z mapy Gdańska.

Ulica Rybołowców wypięknieje. Kompleksowy remont przywróci dawnego ducha tego miejsca. Brzydkie betonowe krawężniki zostaną zastąpione kamiennymi, które już czekają na montaż. Sama ulica ma zostać wyłożona nową kostką brukową nawiązującą do tej z czasów świetności.
Wiele czasu i pracy jeszcze zostało, zanim znowu ulicą poświęconą Fischerowi pojadą nowe tramwaje. Ale ulica krótka w formie, a długa w treści ma szansę stać się wizytówką całego Nowego Portu.



Oby życzliwe bóstwa, umieszczone na fasadach kamienic w końcu się uśmiechnęły i odetchnęły z ulgą. Patrząc nadal dobrymi oczami na odnawianą ulicę, nad którą pochylają się już trzeci wiek.

*1) Zespół kamienic oczekuje na wpis do Rejestru Zabytków Województwa Pomorskiego na wniosek Pomorskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków.