poniedziałek, 7 maja 2012

Bitwa o Twierdzę Wisłoujście A.D. 2012

-czyli jak z doskonałego ciasta zrobić gniota.



Druga edycja Bitwy odbyła się 5 maja. O szczegółach takich jak liczba rekonstruktorów, ilość i nazwy jednostek można bez trudu się dowiedzieć z wszelakich mediów, więc o tym nie będę się rozpisywała. Jak świat długi i szeroki wiadomo, że pierwsza, zeszłoroczna edycja tej imprezy spotkała się z doskonałym odbiorem zarówno widzów, jaki i różnych organizacji. Dowodem tego są liczne nagrody i wyróżnienia. Dzięki nim postanowiono tegoroczne wydarzenie wzbogacić. Niestety stare porzekadło rzecze - lepsze jest wrogiem dobrego.

Pierwsze "ciepłe" słowa, podobnie jak w zeszłym roku, należą się Kapitanatowi Portu w Gdańsku. Sama Bitwa została opóźniona o kilkanaście minut z powodu...Jeden ze statków nie zdążył na czas wypłynąć ze stoczni. Później w trakcie trwania inscenizacji można było "podziwiać" przepływające pomiędzy okrętami wycieczkowce Żeglugi Gdańskiej i prywatne jednostki. Zadam proste pytanie: Czy jest rzeczą niemożliwą dla Kapitanatu raz w roku, na godzinę ograniczenie żeglugi na 1,5 km odcinku Martwej Wisły? Oraz postawienie "wodniaków" z dwóch stron studzących zapędy wpływania na teren Bitwy prywatnych jachtów i motorówek? Pomijając względy bezpieczeństwa, widowisko bardzo traci przez takie zaśmiecenie obrazu.

 
Kolejne jeszcze "cieplejsze" słowa należą się organizatorowi-Muzeum Historycznemu Miasta Gdańska, a co za tym pójdzie zewnętrznie wynajętym przez nie firmom. Myślę, że na fali medialnego sukcesu postanowiono rekonstruktorom "pomóc" w pracy.

Bardzo mnie zdziwił fakt braku piątkowych prób na wodzie. W zeszłym roku dysponowaliśmy tylko jedną jednostką i ćwiczenia były. W tym roku dostaliśmy trzy i...no i nic. Co się okazało? Otóż domniemam, iż pomyślano, że rekonstruktorzy chyba niezbyt znają się na swoim fachu, mają za małe doświadczenie i ogólnie mało wiedzą, albo są zbyt zajęci żeby zrobić dobre widowisko. Skutkiem tego wynajęto firmę zajmującą się pirotechniką.

Jak się okazało w przysłowiowym praniu firma oprócz pirotechniki (o której "jakości" będzie za chwilę) tak naprawdę dyryguje okrętami uczestniczącymi w Bitwie. Dowodzący jednostkami rekonstruktorzy nie mieli nic do powiedzenia w kwestii manewrów, korekcji, możliwości improwizacji- wprowadzenia elementów mogących znacząco podnieść jakość wizualną imprezy. Niestety panowie z firmy wiedzieli lepiej, czego skutkiem było bezładne przesuwanie się po kanale okrętów, stopowanie i wręcz kuriozalne pływanie "Czarnej Perły" rufą do przodu. Zabrakło chociażby parady okrętów na zakończenie wzdłuż nabrzeża przy ul. Starowiślnej, gdzie załogi mogłyby pomachać i się ukłonić wielotysięcznej publiczności.


Następnym kwiatkiem było przygotowanie przez "speców" amunicji. Rekonstruktorzy dostali za mało prochu do ładunków karabinowych, a do armatnich zrobiono je zbyt duże.
Teraz słów kilka o samej pirotechnice wizualnej. Zastanawiam się czy pracownicy firmy nie pomyśleli przypadkiem, że Bitwa o Twierdzę Wisłoujście to jakieś alternatywne Love Parade. Może oglądając zdjęcia z poprzedniego roku, widząc zgraję poprzebieranych mężczyzn (w większości), w "spódnicach", pończochach, obcisłych spodniach, z długimi włosami postanowili "ubarwić" imprezę? Skutkiem tego były tęczowe dymy unoszące się z okrętów po trafieniach pociskami nieprzyjaciela, dziwaczne światła na wieży Twierdzy  dające efekt stroboskopów i fajerwerki. Pirotechnika godna wesołego miasteczka na głębokiej prowincji. Istny tęczowy music box. Zabrakło chyba tylko muzyki techno w tle...

Kolejną chorą rzeczą jest wpuszczanie na okręty tzw. cywili w postaci znajomych organizatora (z dziećmi, o zgrozo!) i przedstawicieli mediów. Pytam się, po co w takim razie nas rekonstruktorów przeszkolono, wymagano podpisania odpowiednich dokumentów, zapowiedziano badanie alkotestami? Czy nie lepiej by było dla cywili wynająć osobną jednostkę i ich tam umieścić? Chociażby na "Czarnej Perle", która po zabudowaniu pokładu kompletnie się nie nadaje do udziału w tego typu widowiskach z punktu widzenia rekonstrukcji. Przynajmniej postronni by nie psuli widowiska i nerwów. To jest ewidentny brak szacunku dla cudzej, ciężkiej pracy.



Drobne upomnienie należy się również obsłudze „Dragona”, która nie ściągnęła pontonu ratunkowego na czas Bitwy. Wielki, jaskrawo pomarańczowy balon „malowniczo” dyndał na rufie okrętu dodatkowo „ubarwiając” widowisko. 

Szkoda bardzo ciężkiej pracy rekonstruktorów, wielomiesięcznych przygotowań i włożonego serca.
 

W zeszłym roku nie mając łączności, opierając się jedynie na doświadczeniu, wyczuciu  i pomysłowości zrobiliśmy kawał dobrej roboty. Nie potrzebowaliśmy do tego obcych "specjalistów". Mam nadzieję, że organizator w przyszłym roku powstrzyma się od "niedźwiedzich przysług", zaufa rekonstruktorom i nie pozwoli na upieczenie z doskonałego ciasta zakalca po raz drugi.

 Collage pt. "Co ja twierdzę-co ja paczę?" - Joanna Pruszyńska (zdjęcia z Bitwy 2011 i 2012 - http://galeria.mukor.net/v/wydarzenia/)