niedziela, 9 sierpnia 2009

Jarmark Dominikański - Jarmark św. Dominika, Gdańsk


Skalpy pod Katownią

Jarmark Dominikański odbywający się corocznie na przełomie wakacyjnych miesięcy lipca i sierpnia, jest jedną z najlepiej rozpoznawalnych tego typu imprez w Polsce. Wedle opinii moich znajomych rozsianych po całej Polsce i świecie, jest skojarzeniowo równany jako leitmotiv z krakowskim Lajkonikiem, zakopiańskimi Krupówkami z nieśmiertelnymi misiami i owczarkami podhalańskimi, poznańskimi rogalami św. Marcina, atmosferą Kazimierza Dolnego nad Wisłą i piernikami z Torunia. Jednym słowem, gdański Jarmark Dominikański jest swojego rodzaju ikoną w świadomości mas ludzi.

Jak wygląda ikona A.D. 2009? Wcale nie blado. Wręcz odwrotnie - jest feerią barw. Można przebierać w kolorach wszelkiego rodzaju plastiku, tandety i chłamu do woli. Pod Katownią wiszą peruki we wszystkich kolorach tęczy. Na ul. Długiej znajdziemy prawdziwy arsenał - od kusz po czołgi. Za to pod prawdziwym Arsenałem Miejskim (czyli Wielką Zbrojownią, która jest siedzibą Akademii Sztuk Pięknych) trwa szatkowanie kapusty i marchwi oraz handel tzw. dziełami sztuki. Żeby nie było zbyt bojowo można się zaopatrzyć w przytulaśną podusię z wizerunkiem foki, bądź tańczący kwiat i pójść dalej.

Na ul. Mariackiej cisza i spokój, można swobodnie przejść dosyć energicznym krokiem całą ulicę. Wystawiają się w zasadzie tylko bursztynnicy. Nie ma na przedprożach artystycznych szkieł i ceramiki, którym od dziecka potrafiłam się przyglądać godzinami.

Z Mariackiej już tylko kawałeczek do rejonu, który w trakcie Jarmarku stawał się "Perskim Targiem". Miejsca, gdzie gromadzili się kolekcjonerzy, zbieracze, antykwariusze, pasjonaci i oglądacze. Od kilku lat, ten aspekt imprezy przechodzi kryzys. Ten rok jest chyba gwoździem do trumny. Handlarzy jak na lekarstwo. Pozostały "antyki" rodem z Azji, albo pojedyncze stoiska i autentyczne przedmioty oferowane za astronomiczne kwoty.

Nikomu nie bronię kupowania bohomazów, magicznych ściereczek, czarodziejskich szatkownic, plastikowych wiatraczków, pseudo peruk i gadżetów z muszelek importowanych z bardzo daleka. Tylko gdańskie Główne Miasto w moim mniemaniu nie jest miejscem na tego typu asortyment. Miasto, które aspiruje do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury marnie się prezentuje ze stoiskami oferującymi tego typu towary w "strefie prestiżu". Identyczny towar można znaleźć np. przy wejściu na plażę w Dębkach. Tyle, że wioska Dębki nie jest miastem z tysiącletnią historią i ambicjami. W nadmorskich wioskach ożywających tylko na czas sezonu handel dmuchanymi cudakami, plastikowymi halabardami i innego rodzaju dobrami doczesnymi marnej jakości mniej razi.

Szkoda że władze miasta nie potrafią usankcjonować zakresu asortymentu i sposobu jego podania chociaż w najważniejszych punktach. Jak wytłumaczyć gościom z innych rejonów świata obecność straganów z tymi cudami w sąsiedztwie znamienitych budowli wymienianych w renomowanych przewodnikach?

Jak dobrze, że jeszcze można po obejściu jarmarku udać się na kultowe lody "Miś"...Chociaż one nie są chińskie i plastikowe. I smakują tak jak "dawno, dawno temu".

Historia samego jarmarku sięga setki lat wstecz.Został ustanowiony bullą papieską, przez Aleksandra IV w 1260r. Był organizowany przy okazji odpustu, którego użyczał pobożnym mieszczanom i przyjezdnym św. Dominik. Jarmark był imprezą handlowo - kulturalną w trakcie której można było nabyć towary najwyższej jakości zwożone ze wszystkich zakątków świata i zobaczyć występy sławnych artystów.


Arsenał na ul. Długiej


Szatkowanie kapusty pod Arsenałem Miejskim (Wielką Zbrojownią)


Przytulanki, ul. Długa


"Dzieła sztuki" pod Wielką Zbrojownią - siedzibą Akademii Sztuk Pięknych

O Jarmarku Dominikańskim na Wolne Forum Gdańsk

3 komentarze:

segredo pisze...

A gotowany bób jeszcze sprzedają?

fritzek pisze...

Na szczęście smrodliwych kotłów z bobem i stoisk z kiełbasami nie zarejestrowałam. I to chyba jedyny pozytywny aspekt tegorocznego jarmarku.

hanyszka pisze...

Dzięki za ten głos rozsądku. Jarmark, ocean kiczu i tandety, jako ikona Gdańska to dla mnie nieporozumienie. Koszulki z napisem "dawca orgazmów", zgrzyt zdezelowanych karuzeli w minilunaparkach, fioletowe peruki i ogłuszający łomot do późnych godzin nocnych na Targu Węglowym...
Brakuje jeszcze chińskich majtasów, powiewających wdzięcznie, podobnie jak w tunelu dworca - wizytówki miasta :-(