piątek, 28 grudnia 2007

Arcydzieła malarstwa przedstawiające Gdańsk part 666- speszalyty for Sabaoth

"Wokulski na Frauengasse"
Autor tego dzieła dotarł do nieopublikowanego nigdy rękopisu "Lalki" zawierającego epizod Gdański. Wokulski wracając z wojny przez Inflanty zabawił w Danzig. Oto on w swym powozie jedzie przez Frauengasse i rozdaje datki upadłym frauom. Frałów nie widać gdyż, jak w przysłowiu "za mundurem panny sznurem", idą za powozem Wokulskiego. Po prawej widzimy Świętą Lipkę, którą to Wokulski przywiózł po drodze i zasadził, by po jego wyjeździe wspomagała upadłe frały w powrocie na drogę cnoty. Na ulicy błyska się złoto z rozlanego Goldwassera, w którego oparach kamienice tańczą taniec św. Wita. Cień owych wydarzeń Prus zawarł w opublikowanej wersji książki, pamiętamy przecież jego działalność charytatywną na rzecz upadłych dziewcząt. A wszystko zaczęło się w Dancing, podobnie jak II Wojna Światowa. Warto również zauważyć, jak nowoczesnym miastem był Gdańsk. Prócz tego, że jako jedno z pierwszych miast w Europie został skanalizowany, to już XIXw. ulice były wyasfaltowane. Widzimy gładki lśniący asfalt, pobielone krawężniki oraz ścieżkę dla bicykli. Miejmy nadzieję, że artysta zdoła odczytać następne karty rękopisu zalane Goldwasserem i odmaluje kolejne nieznane sceny.

wtorek, 25 grudnia 2007

Kulinaria













Pogański dom, to i pogańskie obyczaje. Jako, że w tym roku zrobiliśmy tzw. Wigilię, to oczywiście po swojemu :) Bez karpia, sałatek i inszych wynalazków. 4 dni stania przy garach i latania po sklepach. Je się oczami, a nie ryjofonem :)

niedziela, 9 grudnia 2007

9.XII.2007



Co robią nienormalni ludzie w wolną niedzielę? Spędzają dzień w samochodzie pomukając tu i tam. A mieliśmy jechać tylko do Starogardu po meble...Ale kumpel zachorował na mocytor crossowy i znalazł coś ciekawego w Brodnicy. No to załoga dżi się zapakowała do Lucyfera i na przód. W Ostródzie na stacji spotkaliśmy kolesi z cudem na lawecie, które widać powyżej...Potem potem przystanek Nowe Miasto Lubawskie i wizyta u Kaśki i Michała, w hodowli Great Dane, skąd pochodzi Bazyl. Króciutko, ale zajebiście :) Brodnica - oglądanie mocytora. Jazda nazad do Elbląga po przedwojenny chlebak z wiatrakiem na wieku :) No i w końcu do Starogardu, do Wieśka po krzesło i fotel. 10 godzin w samochodzie, 550 km. zrobione. Fajny dzień. No i brzuch mnie boli ze śmiechu po dniu spędzonym w samochodzie z moim chupoem i kumplem.
Łupy z wyprawy pokażę jutro jak pofotografuję :)

poniedziałek, 3 grudnia 2007

IX Festiwal Pomuchla...bez pomuchla






Zgodnie z planem odbył się w dniach 1-2 XII 2007 IX Festiwal Pomuchla w Łebie. Festiwal Pomuchla bez pomuchli. Bez pomuchli ze względu na zakaz połowów, którym polskich rybaków obłożyła UE. Pierwszy dzień jarmarczny, nie ma nic wspólnego z tytułowym festiwalem. Ot gwiazdkowy jarmark oferujący tandetne ozdoby i troszkę rękodzieła na różnym poziomie. W drugim dniu była konferencja, na której nie byłam, bo w tym czasie jeździliśmy po okolicznych zabytkach. Najbardziej spektakularna część festiwalu, to wystawa i konkurs rybnych potraw przygotowanych przez restauracje i grupy nieprofesjonalne. Dodatkowo występ grup folklorystycznych kaszubskiej i rosyjskiej, i podpisywanie książki przez Macieja Kuronia. Organizacja imprezy nie wzbudziła mojego zachwytu, ba! nawet aprobaty podszytej pobłażliwością. W przeciwieństwie do prezentacji konkursowych. Impreza rozciągnięta w czasie, w którym nic się nie dzieje. Część wystawców jest przygotowanych od południa, część szykuje się w ostatniej chwili. Największym dramatem było oświetlenie. Impreza odbywa się w hali sportowej, która okna ma tylko pod sufitem, poza tym na początku grudnia błyskawicznie robi się ciemno (o ile ciemnawo nie jest cały dzień, jak wczoraj). Nie włączono głównego, górnego oświetlenia, zaserwowano tylko boczne reflektory okraszone barwnymi filtrami. Czyżby miało być ciepło, kolorowo i przytulnie?! Takie oświetlenie potraw woła o pomstę do nieba!!! Stoły, które wylosowały takie koszmarne światło, traciły 50% atrakcyjności, jak nie więcej. Nie dotrwaliśmy do końca imprezy i ogłoszenia wyników konkursu, tudzież darmowej degustacji. Impreza jest niebiletowana, co też jest dziwne. Brak jakichkolwiek gadżetów pamiątkowych do kupienia, typu plakaty, koszulki, kubki, smycze. Pewnie byłabym bardziej wyrozumiała, gdyby to był raczkujący festiwal. Ale za rok odbędzie się X FP. Jeżeli za koordynację i organizację nie weźmie się ktoś z głową na karku, to będzie...chyba wstyd. Idea FP jest rewelacyjna, impreza jak najbardziej godna nagłaśniania. Mam nadzieję, że organizatorzy w przyszłym roku staną na wysokości zadania.
Część wystawców zaprezentowało prawdziwe cudeńka z ryb (i nie tylko), na fantastycznych "stołach". My wiemy na 100% jaką restaurację odwiedzimy przy następnej wizycie w Łebie - Hotel Bakista. Prezentacja na profesjonalnym poziomie.
Poza tym mam głowę nabitą pomysłami na różne różności z ryb. I choćby dlatego warto było się przejechać do Łeby.